9 listopada 2014

9 listopada 2014

GŁOS MŁODZIEŻY

Numer. 109 (4)                                9 listopada 2014         

 

Komentarzyk do Słowa Pana

 

Co roku 9 listopada Kościół obchodzi rocznicę poświęcenia bazyliki na Lateranie w Rzymie. Świątynia ta jest najstarszą katedrą papieży – biskupów Rzymu i nazywana jest matką i głową wszystkich kościołów miasta i świata. Wyraża to naszą wiarę w to, że wszystkie Kościoły lokalne podlegają Kościołowi rzymskiemu, czyli władzy św. Piotra

Drodzy Młodzi Przyjaciele! Uczestnictwo wasze na Eucharystii nie jest przypadkowe. Każdy z was jest tutaj, bo przyprowadziła was żywa wiara w Jezusa Chrystusa. To ona powoduje, że jesteście chrześcijanami, żywymi kamieniami i cegłami, z których jest zbudowany liczący już ponad dwa tysiące lat i setki milionów wiernych Kościół. Może rosnąć albo umniejszać się. Rośnie wtedy, kiedy zostają ochrzczone nowe dzieci. Rosną i żyją według Ewangelii. Umniejsza się natomiast, gdy jacyś chrześcijanie przestają wierzyć, przestają kochać i żyć zgodnie z nauką Jezusa Chrystusa. Stają się wówczas cegiełkami, które odpadają od kościoła, bo już nie wiąże ich z nimi wiara.

Drodzy młodzi ludzie, proście każdego dnia, abyście nigdy nie odpadli, nigdy nie zatracili wiary, lecz zawsze byli żywymi cząstkami tej wspaniałej budowli, jaką jest Kościół Boży.

  1. Karol

 

Dwie godziny w czyśćcu

 

Do grona ludzi, którym dane było poznanie czyśćca, zalicza się br. Daniela Natale, zmarłego w 1994 r. kapucyna. Michele urodził się 11 marca 1919 roku w San Giovanni Rotondo jako czwarte dziecko spośród siedmiorga rodzeństwa. Ukończył zaledwie trzy klasy szkoły podstawowej. Jako dziecko pomagał rodzicom w polu. 4 czerwca 1933 roku, w dzień Zie- lonych Świąt, udał się do klasztoru, aby uczestniczyć we Mszy św., złożyć życzenia świąteczne tamtejszemu gwardianowi i otrzymać od niego błogosławieństwo przed wstąpieniem do niższego seminarium braci kapucynów. W zakrystii spotkał się z o. Pio. Otrzymał wówczas od niego specjalne błogosławieństwo na drogę życia zakonnego. W 1952 r. w klinice Regina Elena miało miejsce niezwykłe wydarzenie, które wpłynęło znacznie na późniejsze życie br. Daniela.

Otóż brat Daniel od jakiegoś czasu odczuwał bóle brzucha. Poszedł więc do lekarza i poddał się badaniom. Postawiono najgorszą diagnozę: miał raka śledziony, co w tamtych czasach oznaczało wyrok śmierci. Z tą smutną wiadomością udał się do o. Pio, który powiedział mu: „Poddaj się operacji”. Odpowiedział: „Nie ma sensu. Lekarz nie dał mi żadnej nadziei. Wiem, że umrę”. Na to o. Pio: „Nieważne, co ci powiedział lekarz”. Skierował go do konkretnej kliniki i konkretnego lekarza, mówiąc: „Nie martw się, ja zawsze będę z tobą”. A mówił to z taką siłą i prze konaniem, że brat Daniel natychmiast udał się do Rzymu i odnalazł wskazanego mu profesora Riccarda Morettiego. Lekarz początkowo nie zgadzał się na operację, ponieważ był pewien, że pacjent jej nie przeżyje. W końcu jednak, pod wpływem jakiegoś wewnętrznego impulsu, postanowił spróbować. Operacja odbyła się następnego dnia rano. Brat Daniel pomimo podania mu narkozy pozostał świadomy. Odczuwał wielki ból, ale nie okazywał tego, wręcz zadowolony, że może swoje cierpienie ofiarować Jezusowi. Jednocześnie miał wrażenie, że doświadczany przezeń ból coraz bardziej oczyszcza jego duszę z grzechów. W pewnym momencie poczuł, że zasypia… Lekarze natomiast stwierdzili, że po przeprowadzonej cięż- kiej operacji pacjet zapadł w śpiączkę. Przebywał w niej przez trzy dni. Niestety, po tych trzech dniach zmarł. Wypisano akt zgonu. Zebrała się rodzina, aby modlić się za zmarłego… Jednak po kilku godzinach, ku zdumieniu zebranych, umarły nagle powrócił do życia.

Co działo się z br. Danielem w ciągu tych kilku godzin? Oto jego własna opowieść: „Stanąłem przed tronem Bożym. Widziałem Boga, ale nie jako surowego sędziego, ale jako miłosiernego i pełnego miłości Ojca. Wówczas zrozumiałem, że Pan troszczył się o mnie od pierwszej do ostatniej chwili mego życia, kochając mnie tak, jak gdybym był jedynym istniejącym stworzeniem na ziemi. Zdałem sobie jednak sprawę, że nie odwzajemniłem tej nieskończonej Bożej miłości… Zostałem skazany na 2 do 3 godzin czyśćca. »Jak to? – zapytałem samego siebie – tylko dwie-trzy godziny? A potem będę mógł pozostać na wieki przy Bogu – odwiecznej miłości?«. Podskoczyłem z radości i poczułem się wybrańcem. (…) Doświadczałem okrutnego i intensywnego bólu, który nie wiadomo skąd się brał. Zmysły, które najbardziej obraziły Boga na tym świecie: oczy, język… doświadczały największych cierpień, a były to cierpienia nie do uwierzenia, ponieważ w czyśćcu dusza czuje się tak, jak gdyby miała ciało… Nie minęło parę chwil tego cierpienia, a mnie się wydawało, że minęła już wieczność. (…) »Jak to? – mówiłem do samego siebie – czyż nie miały to być tylko 2-3 godziny czyśćca?… Minęło już przynajmniej 300 lat!«. Tak mi się przynajmniej wydawało. W pewnym momencie ukazała mi się Panna Maryja, którą zacząłem błagać i zaklinać, mówiąc: »O Najświętsza Dziewico Maryjo, Matko Boga, wyproś dla mnie u Boga łaskę powrotu na ziemię, abym tam mógł żyć i działać już tylko z miłości do Niego!«. Spostrzegłem obecność ojca Pio i błagałem również jego: »Dla twego okrutnego cier- pienia, dla twoich błogosławionych ran, ojcze Pio, wstawiaj  się  za  mną  u  Boga,  aby mnie uwolnił od tych płomieni i dał  łaskę odbycia czyśćca na ziemi«. Następnego dnia rano br. Daniel samodzielnie wstał z łóżka i usiadł na fotelu. Była godzina siódma. Lekarze przychodzli zwykle ok. dziewiątej. Ale tego dnia dr Riccardo Moretti, ten sam, który wypisał akt zgonu br. Daniela, przyszedł do szpitala wcześniej. Stanął przed br. Danielem i ze łzami w oczach powiedział: „Tak, teraz wierzę: wierzę w Boga, wierzę w Kościół…”. Brat Daniel natomiast rzeczywiście do końca życia przeżywał swój czyściec na ziemi. Tak sam przecież wybrał. Swojej siostrze Felicji pod koniec życia powiedział: „Moja siostro, minęło już 40 lat, odkąd nie pamiętam, co znaczy czuć się dobrze!”.

Brat Daniel stwierdził jeszcze jedną ważną rzecz: „To, co sprawia największy ból w czyśćcu, to nie tyle ogień, choć jest intensywny, ale poczucie bycia daleko od Boga i to, że na  ziemi  miało się środki ku temu, by uniknąć czyśćca,  a nie skorzystało się z nich”. Dusza za każdym razem, gdy grzeszy, oddala się od Boga. To poczucie oddalenia, po tym jak tuż po śmierci miało się wizję Jego dobroci, miłości i zatroskania, sprawia, że dusza cierpi niewypowiedzianą tęsk- notę za Bogiem, który jest miłością. Nie może się jednak do Niego zbliżyć, dopóki się nie oczyści.

 

s Anna z Instytutu Apostołek Jezusa Ukrzyżowanego