Numer. 111 (4) 23 listopada 2014

Numer. 111 (4) 23 listopada 2014

GŁOS MŁODZIEŻY

Numer. 111 (4)                              23 listopada 2014         

 

Komentarzyk do Słowa Pana

 

Drodzy młodzi ludzie! Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata, którą dzisiaj przeżywamy, kończy kolejny rok liturgiczny. Należy zastanowić się nad naszym życiem i zadać pytanie: Jak my przeżyliśmy ten rok liturgiczny?  Drodzy, kiedy staniemy przed Panem, to będziemy sądzeni nie ze swoich pięknych i głośnych deklaracji, ale z miłości Boga i bliźniego.

Wielu mówi: Kocham Boga, bo jestem na niedzielnej Mszy Św., przystępuję do sakramentów, przyjmuję Komunię Św., odmawiam pacierz, a jednocześnie oczerniam, poniżam innych, plotkuje, kłamię, gonię za pieniądzem, zapominam o rodzicach, ranię ich swoim zachowaniem, nie dostrzegam  człowieka w potrzebie. Czy naprawdę jestem dobrym chrześcijaninem? Czy rzeczywiście Jezus jest moim Królem? Czy na sądzie stanę po prawej stronie?

  1. Karol

 

Chiara Corbelli Petrillo (1984-2012)

 

„Francesco, idę do nieba zająć się Marią i Dawidem, a ty

zostaniesz z tatą. Tam będę się za was modlić. Pan Bóg od

zawsze chciał, żebyś żył, i On sam wskaże ci drogę, jeśli otworzysz  przed nim swoje serce. Zaufaj Mu, bo naprawdę warto. Chiara, twoja mama”.

 

Te słowa 28-letnia Chiara Petrillo napisała na tydzień przed śmiercią na raka, 13 czerwca 2012 r. w Rzymie. W jej pogrzebie wzięło udział ponad 2,000 ludzi.

Chiara i Enrico poznali się w 2002 r. Oboje byli muzykami. Spotykali się, kłócili, rozstawali i znów schodzili, by w końcu pobrać się 21 września 2008 r. Wkrótce Chiara zaszła w pierwszą ciążę. Lekarze zdiagnozowali, że dziecko cierpi na anencefalię (bezmózgowie) i zaproponowali zabieg usunięcia ciąży, lecz rodzice nie wyrazili na to zgody. Na świat przyszła Maria Grazia Laetizia, która zmarła pół godziny później, otrzymawszy sakrament chrztu świętego.

Kilka miesięcy później Chiara znów spodziewała się dziecka. Okazało się, że chłopczyk nie miał wykształconych nóżek ani jelit. Mały Dawid odszedł do nieba kilka godzin po porodzie. Trzecia ciąża wydawała się szczęśliwsza. Płód rozwijał się normalnie. Niestety, w piątym miesiącu ciąży Chiara wyczuła małą rankę na języku, która okazała się bardzo złośliwym nowotworem. Postanowiła opóźnić leczenie aż do czasu rozwiązania, by nie uszkodzić dziecka, lecz ta decyzja ją samą kosztowała życie.

Francesco urodził się zdrowy 30 maja 2011 r. Natychmiast po rozwiązaniu przez cesarskie cięcie Chiara poddała się chemio- i radioterapii. Jednak w kwietniu 2012 r. dowiedziała się, że wszystko na nic. Leczenie rozpoczęto zbyt późno… Nastąpił przerzut do oka i Chiara musiała poddać się kolejnej operacji. Wieczorem 12 czerwca rozpoczęła się agonia. Ojciec Vito d’Amato, franciszkanin, który był kierownikiem duchowym Chiary i Enrica od czasów ich narzeczeństwa, przyjechał najszybciej, jak tylko mógł. O pierwszej w nocy odprawił Mszę św. w gronie rodziny, która zebrała się przy łóżku młodej matki. 12 czerwca Kościół głosił Ewangelię o soli ziemi i świetle świata (Mt 5,13-16). Kapłan powiedział, że światłem jest Jezus, po czym spytał Chiarę, co jest świecznikiem. Odpowiedziała bez wahania: „Krzyż”. Ojciec Vito oświadczył: „Chiaro, skoro bije z ciebie tak piękne światło, to znaczy, że jesteś na krzyżu z Jezusem”. Po przyjęciu Komunii św. Chiara rozpromieniła się jeszcze bardziej i wyszeptała: „Dokonało się”. Była nie tylko spokojna, ale wręcz szczęśliwa, wspomina o. Vito. Dziękowała wszystkim i wielbiła Boga, a ostatnie godziny życia spędziła przed wystawionym w jej pokoju Najświętszym Sakramentem. Zmarła w samo południe, 13 czerwca, a Enrico poprosił, by ubrano ją do trumny w suknię ślubną: „Chiara odeszła do swojego Oblubieńca, który umiłował ją o wiele bardziej niż ja”.

Nie ulegli zabójczym namowom lekarzy i umieli heroicznie przyjąć bezlitosne ciosy, jakie na nich spadały jeden za drugim. „Ostatnie miesiące były bardzo ciężkie, ale zarazem cudowne. Chiara bardzo cierpiała. Wszystko robiliśmy razem, bez pośpiechu, celebrując każdą chwilę. W tym czasie nasz związek bardzo się pogłębił, a Jezus stale był przy nas obecny. Jak piękna jest świadomość, że sam Chrystus trwa przy krzyżu człowieka!”. Spytany, czy nie czuł się czasem  zazdrosny o Jezusa, Enrico odpowiedział ze śmiechem: „Jak mógłbym być zazdrosny o Kogoś, Kogo sam kocham?! Poza tym Jezus jest jedynym Oblubieńcem, którego miłość nigdy nie zawodzi… Chiara odeszła do Tego, którego miłowała! Ona z miłości do Chrystusa czerpała siłę do miłości małżeńskiej”…

Jakim cudem Enrico ma siłę dawać świadectwo o szczęściu odkrytym pośród doświadczeń, które niejedną rodzinę zawiodłyby na skraj czarnej rozpaczy? Ojciec Vito d’Amato jest przekonany, że sprawiła to ich wspólna filozofia życia: nigdy nie uważać, że cokolwiek się nam należy, lecz wszystko przyjmować jako dar i we wszystkim umieć rozpoznawać oblicze Dawcy. „Albo przyjmujesz swoje życie jako dar i umiesz się tym darem dzielić, albo stale dążysz do posiadania i gromadzenia rozmaitych dóbr, które potem będziesz bał się utracić. Człowiek, który nie umie przyjmować życia i obdarowywać nim, traktuje drugiego człowieka jak potencjalne zagrożenie, nawet jeśli ten człowiek jest własnym, maleńkim dzieckiem” – mówi o. Vito. Chiara często powtarzała, że gdyby dokonała aborcji, pewnie o niczym innym by nie myślała, tylko o tym, jak zapomnieć ten dzień. Podczas długich miesięcy walki z chorobą ludzie nieraz pytali młodych małżonków, czy kochają krzyż. Chiara i Enrico mówili wówczas zgodnie: „Nie, nie kochamy krzyża, lecz Tego, który na nim zawisł”.

Mały Francesco, który właśnie skończył roczek, wesoło biegał dookoła ławek. Upłynie jeszcze sporo lat, zanim zrozumie słowa testamentu matki, który z ambony odczytał jego ojciec: „Pewnego dnia urodziliśmy się po to, by nigdy nie umrzeć. Moje Dziecko, cokolwiek będziesz robił w życiu, nigdy się nie zniechęcaj. Pamiętaj, że jeśli Bóg coś ci odbiera, to po to, aby dać ci coś więcej. Dobrze jest poszu- kać wokół siebie przykładów życia, które przypomną ci, że naprawdę można doświadczyć wielkiego szczęścia już tutaj, na ziemi, pod warunkiem że pozwolimy, by to Bóg nas prowadził. W życiu liczy się tylko miłość. Celem naszego życia na ziemi jest niebo, a oddanie życia z miłości jest czymś naprawdę pięknym. Francesco, idę do nieba zająć się Marią i Dawidem, a ty zostaniesz z tatą. Tam będę się za was modlić. Pan Bóg od zawsze chciał, żebyś żył, i On sam wskaże ci drogę, jeśli otworzysz przed nim swoje serce. Zaufaj Mu, bo naprawdę warto. Chiara, twoja mama”.             Lilla Danilecka